poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Dlaczego feminizm nie działa tak jak powinien? Gościnnie Vermilion.




Dlaczego feminizm nie działa tak jak powinien?



Od dłuższego czasu boli mnie to, że feminizm przez wielu ludzi nie jest traktowany poważnie, a wręcz jest wyśmiewany. Feminizm po prostu nie działa tak jak powinien, a ja w dzisiejszym wpisie chcę skupić się na powodach, dla których tak jest. Na tym, dlaczego feminizm wywołuje rozbawienie, a nie rzadko budzi niechęć lub nawet oburzenie.

I nie, nie będę mówiła o tym jacy mężczyźni są nie cacy. Dla odmiany wyleję swoje żale w większości na kobiety. Dlaczego? Dlatego, że one też ponoszą sporą winę i często swoim zachowaniem robią feminizmowi antyreklamę.


Brak zrozumienia dla ideologii feminizmu


W powszechnej świadomości definicja feminizmu została ukształtowana głównie na podstawie stereotypów. Znaczna część osób jest przekonana o tym, że feminizm to bycie lesbijką, nienawiść do mężczyzn, chęć dominacji nad nimi i nieogolone pachy Z resztą, to nic dziwnego, skoro swoją wiedzę na temat feminizmu czerpią przede wszystkim z mediów, które jak wiadomo, wolą raczej podawać nam wybiórcze informacje, szokować i oburzać niż pomóc nam spojrzeć na jakąś sprawę obiektywnie i rozsądnie.


"Feminizm to ruch dążący do równouprawnienia kobiet. Czyli do równych praw dla kobiet i mężczyzn, co jest z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu często mylone z dominacją kobiet. A ludzie nie rozumieją go bo używają słów, których znaczenia nie znają. Poza tym bezmyślnie powtarzają non stop wyświechtane bzdury o wnoszeniu lodówek na szóste piętro - breaking news, lodówek nie wnosi się penisem, nie chodzi o płeć tylko o siłę fizyczną. Jasne, często są skorelowane, ale kaman, chodzi o to, że mieć odpowiednie mięśnie żeby coś zrobić, a nie być odpowiedniej płci. Ja jestem chłopcem i też nie przeniosę lodówki dalej niż pół metra. Serio, to jest raczej oczywisye i ludzie, którzy tego nie kumają są debilami." Paweł Opydo


Kobiety poniżające same siebie


To chyba boli mnie najbardziej. Nie raz widziałam na swojej fejsbukowej tablicy, jak dziewczyny, czasem moje rówieśniczki, wrzucają seksistowskie piosenki wraz z umieszczonym nad nim cytatem. Nie muszę chyba mówić, bo pewnie domyślacie się, że te cytaty są obrzydliwe. Ale te dziewczyny chyba tego nie czują. Wręcz przeciwnie! One szczycą się tym, że są "suczkami" i "niewolnicami" klęczącymi przed swoim "Panem". Pragną ogłosić całemu światu, że granie roli zniewolonych kobiet sprawia im niesamowitą przyjemność, a ich godność kosztuje tyle, co złoty łańcuch Snoop Dogga. Samo powstawanie takich piosenek jest dla mnie oburzające, a jeśli w grę wchodzą jeszcze kobiety, które nie widzą w nich nic poniżającego, a nawet przyczyniają się do rozpowszechniania seksizmu, jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe i po prostu przykre. Dziewczyny, szanujmy się.


Kobiety uważające, że nie ma o co walczyć


Czyli w większości takie, które dobrze czują się w swojej roli. Takie, które wiodą szczęśliwy żywot przysłowiowej "kury domowej". Od razu podkreślam, że to określenie nie ma tutaj negatywnego zabarwienia. Każdy ma prawo odgrywać taką rolę w jakiej się odnajduje i w jakiej czuje się po prostu szczęśliwy. Nic do tego nie mam i absolutnie nie uważam tego za coś poniżającego - O ILE robi się to z własnego wybory, a nie z braku wyboru.

Takie kobiety powinny jednak zrozumieć, że to, że akurat im taka rola odpowiada nie znaczy, że każda kobieta o takim życiu marzy. Poza tym, feminizm nie chce zmusić nikogo do rezygnacji z bycia wzorową gospodynią i stania się "niezależną kobietą". On ma to umożliwić kobietom, które najzwyczajniej w świecie mają inne potrzeby od Was.

Także jeśli uważacie, że nie ma o co walczyć to, albo nie macie świadomości tego jak wiele niesprawiedliwości spotyka jeszcze kobiety, albo o tym wiecie, ale najzwyczajniej w świecie macie to w poważaniu. W takim przypadku, dajcie walczyć tym, które nie mają i chcą.

"Bawią mnie osoby, a zwłaszcza kobiety, które w ironiczny sposób wypowiadają się na temat feminizmu. Tak jak moja ex-, którą uświadamiałem przez ponad godzinę, że gdyby nie feminizm, to nie mogłaby prowadzić kariery naukowej, udzielać się publicznie, czy też chociażby głosować. Niestety, mam też świadomość tego, jak wiele jest jeszcze do zrobienia - wierzę w to, że kobiety mają pełne prawo by decydować o stosowaniu antykoncepcji i aborcji, że nie wolno obwiniać kobiety za to, że została pobita, czy też zgwałcona oraz w to, że można tego dokonać przy użyciu dialogu, a nie kuriozalnej walki, opierającej się głównie na zmianie języka i obwinianiu mężczyzn o wszelkie niepowodzenia kobiet."
Krzysztof Kotkowicz


Pseudo - feministki


Innymi słowy - kobiety, które deklarują się jako feministki, ale swoim zachowaniem robią feminizmowi antyreklamę. Mogłabym je podzielić na trzy kategorie.

Pierwsza - zdziecinniałe nastolatki (bądź kobiety o mentalności zdziecinniałych nastolatek), które po zerwaniu z chłopakiem krzyczą o tym, że faceci to palanci, że ich nie potrzebują i z tego powodu zostają feministkami... i w ogóle lesbijkami od razu! A co!

Druga - zagorzałe feministki urażone wszelkimi przejawami grzeczności ze strony mężczyzn. To takie, co to nie można ich w drzwiach przepuścić ani pomóc z walizką, bo one są silne, niezależne... i jak w ogóle śmiesz proponować im pomoc?!

Trzecia - feministki, które głoszą idiotyczne hasła i zachowują się w sposób niepoważny. Świecą gołymi cyckami i wykrzykują przez megafon hasła typu: "Mam cipkę!" czy "P******ę, nie rodzę!".
Rozumiem, że za tymi hasłami kryje się jakaś głębsza idea. Ale o ile ja naprawdę jestem w stanie ją zrozumieć, o tyle przysłowiowy "Janusz" już nie. I jeśli zaczniesz wykrzykiwać przez megafon, że "masz cipkę", Janusz najzwyczajniej w świecie pomyśli, że Cię popieprzyło. Czy mu się dziwię? Nie.

Jeśli chce się dotrzeć z jakąś ideą do ludzi, niezależnie czy z ideą feminizmu czy z jakąkolwiek inną, trzeba liczyć się z tym, że mamy w społeczeństwie całkiem sporo "Januszów".
Jeśli chcemy ludzi przekonać do feminizmu, musimy ich do niego zachęcić zamiast zniechęcić. Powinniśmy pomóc im zrozumieć na czym on naprawdę polega, ile mu zawdzięczamy i dlaczego warto być feministką/tą. Wytłumaczyć, co jeszcze jest do zrobienia i jak to osiągnąć.

Wiem, że jest dużo kobiet, które właśnie to robią, ale jest też znaczna liczba takich, które im to jedynie utrudniają - albo wyśmiewają feminizm, albo pod szyldem feminizmu sprzedają nienawiść do mężczyzn, gołe cycki, owłosione pachy i prowokujące hasła. To właśnie przez nie feminizm w oczach społeczeństwa przybiera śmieszną formę.


Bądźmy mądrymi feministkami/tami. !

Post napisany gościnnie przez sympatyczną blogerkę, której inne teksty znajdziecie na jej stronie:

 Vermilion




9 komentarzy:

  1. Niechętne nastawienie kobiet do feminizmu wynika głównie z ignorancji. Te niechętne najprawdopodobniej nie mają pojęcia, co kryje się za tym terminem. Trudno sobie wyobrazić, żeby jakakolwiek myśląca kobieta opowiadała się przeciwko równym prawom.
    Z drugiej strony w mediach jak pojawiają się feministki, to te zaangażowane. Czyli najczęściej dosyć radykalne. A radykalizm budzi obawy (i słusznie) i jeśli z takim medialnym wizerunkiem wiązać obraz całości, to "niechęć lub nawet oburzenie" nie do końca dziwią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Media od zawsze manipulują opinia mas, tak samo bywa w przypadku Parady równości, gdzie zdjęcia z zagranicznych parad mają na celu deprecjonowanie całej grupy społecznej, tak, żeby zachować status quo. Aktywiści powinni świadomi, że pewne działania, zamiast pomagać, wręcz przeszkadzają. Zaangażowanie potrzebuje umiaru i znajomości reakcji, konserwatywnego społeczeństwa.

      Usuń
  2. Nigdy nie uważałam się za feministkę, bo tak jak pisałaś - pojęcie to zostało mocno wypaczone. Jestem za równouprawnieniem i to jak najbardziej. Ale często się zdarza, że kobiety wykrzykują hasła wręcz obrażające mężczyzn. A ja do panów nic nie mam. Wręcz przeciwnie - żyje mi się z nimi bardzo dobrze. Po prostu nie lubię wszelkich skrajności. I to w obie strony ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba najlepsze podejście, obie płcie mają swoje wzajemnie uzupełniające się zalety i nie powinniśmy o tym zapominać. Mamy zmieniać ograniczenia, a nie walczyć ze sobą nawzajem.

      Usuń
  3. Świetny wpis! Sama dopiero od niedawna uważam siebie za feministkę, bo wcześniej uważałam tak, jak wszyscy. Jednakże, przemyślałam wiele kwestii i zrozumiałam, czym tak naprawdę jest feminizm.
    Dobrze, że o tym napisałyście i dobrze, że mówicie o tym, kto ponosi winę. Niestety, media robią szum wokół "oszołomów", a nie feministek. I jak społeczeństwo ma je normalnie traktować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznanie należy się tutaj autorce tekstu: http://www.vermilionstyle.pl/
      Niestety media jeżeli same nie chcą zmiany, zawsze wybierają najbardziej skrajne postawy, często pełne złości i agresji i manipulują ich obrazem, żeby ośmieszyć niewygodne zjawisko. My się cieszymy, ze osób świadomych jest coraz więcej i nawet w świecie blogerów powstaje środowisko, otwartych i zaangażowanych kobiet! :)

      Usuń
  4. Niełatwego tematu się podjęłyście, ale wyszło Wam zgrabnie i sensownie.

    Feminizm się skompromitował u podnóży, wyrastając z przekonania, ze faktycznie nie ma o co walczyć. "bruLion" starał się sensownie wyjaśniać zjawisko przed konwersją naczelnego i tu się kryształ rozbił... Polskie kobiety jakby zadowoliły się prawem do głosowania i podejmowania pracy, pozwalając, by mizoginizm, seksizm i inne haniebne praktyki były na porządku dziennym. Kiedy słyszę, jakie poglądy wygłasza m.in. p. Terlikowska, nie chce mi się wierzyć, że bądź co bądź niegłupia kobieta zgadza się na marginalizowanie zasług żeńskiej części społeczeństwa, na zamykanie je w kuchni i w pralni...

    Pozdrawiam i zapraszam na gościnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na gościnę na pewno wpadniemy, odnośnie tekstu to uznanie należy się http://www.vermilionstyle.pl/, bo to ona napisała dla nas ten tekst gościnnie :)

      Oj o p. Terlikowskim można by pisać godzinami. Nas bardziej dziwi, że znajdują się ludzie, którzy powielają takie opinie i jeszcze im przyklaskują. Przykre to bardzo, że zamiast wspierać się wzajemnie i widzieć swoje różne, uzupełniające się zalety, które mogłyby budować wspaniałe społeczeństwa, ktoś dzieli talenty i zdolności na płeć, orientacje, czy kolor skóry, uważając się przy tym za "nadczłowieka".

      Również pozdrawiamy :)

      Usuń
  5. Podzielam tę opinię w 100%, nic dodać, nic ująć :)

    OdpowiedzUsuń